Stanęliśmy we czwórkę na skalnym urwisku. Spojrzałem na rodziców. Matka podeszła do mnie.
-Assuva, Ruby... Ja i wasz ojciec myślimy że jesteście już na tyle dorośli by sami wyruszyć na wyprawę.
-Co? Jaką wyprawę?-spytała Ruby.
-Wyprawę w poszukiwaniu domu-wyjaśniła.
-Ale my przecież podróżujemy razem!-krzyknęła Ruby. Spojrzałem na jej twarz. W jej oczach błyszczały łzy.
-Już nie-powiedział ojciec- Teraz wy idziecie w swoją stronę... A my w swoją.
-Oszalałeś?! Oni mogą was zabić!-nie dawała spokoju Ruby.
-Ruby...-próbowałem ją uciszyć. Jednak gdy nic to nie dawało, krzyknąłem- RUBY!!
Spojrzała na mnie ze strachem. Odwróciłem głowę w stronę rodziców.
-To powodzenia-powiedziałem i zacząłem się oddalać. Nagle zatrzymałem się i spojrzałem w tył. Ruby stała w miejscu. Machnąłem ogonem w moją stronę, zachęcając ją do podejścia. Nie posłuchała-Nie chcesz to nie... Zostań tu-powiedziałem oddalając się- Ze mną byłabyś bezpieczna, a tu jesteś dla wrogów łatwym celem. Ale skoro nie chcesz, proszę bardzo.
Usłyszałem jak podbiega do mnie. Nadal płakała. Przeszliśmy kilka kroków rozmawiając.
-Ale chyba nie sądzisz, że im się coś stanie?-spytała próbując się uspokoić.
-Nie możliwe... Są dorośli, dobrze umieją walczyć.
-A my? Gdzie mamy iść?-spytała.
-Dobre pytanie...
Po kilku dniach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz